Do
uszu Jane doszedł głośny wystrzał. Rozległ się zza pleców dziewczyny i niczym
osa wwiercająca się w otwór w pniu drzewa, zagościł w jej głowie.
Zdezorientowanie i niedowierzanie, jakie towarzyszyło jej przez cały dzień,
przybrało teraz na sile. Przed momentem rozstała się z chłopakiem i według
niej, tym razem na poważnie. Nie jak dotychczas, kiedy złe dni stanowiły
niewielki procent ich życia, a rozstania podobne do dzisiejszego, bywały
zwykłym przekomarzaniem się, aby dać odpocząć jednej lub drugiej stronie na
kilka godzin. Tym razem stało się zupełnie inaczej, a rozwiązaniem tego mogły
być jedynie długie żmudne rozmowy. Zastanawiała się nad tym czy ma na tyle
siły, aby zacząć wszystko od nowa.
Tymczasem
strzał spowodował, że Danny osunął się bezwładnie na ziemię, parę kroków przed
nią. Jane z początku nie miała nawet najmniejszego pojęcia, co ma zrobić. Chwilę
później, gdy tylko udało jej się zacząć racjonalnie myśleć, podbiegła do niego,
by sprawdzić, co się stało.
– Danny – wykrztusiła, klękając tuż przy jego boku. – Skarbie,
co ci jest?
– Khy…khy – Chłopak zakaszlał, wypluwając jednocześnie
odrobinę krwi.
– Jezu, Danny…
Oszołomienie wciąż brało
górę nad Jane. Nie mogła zrozumieć, jak w ciągu zaledwie, jednego, krótkiego
wieczora, całe ich dotychczasowe życie, wywróciło się do góry nogami,
zostawiając po sobie jedynie chaos. Najpierw guma, później brak zapasowego koła
i skrzynki z kluczami, prawie cztery kilometry do najbliższego miasteczka, w ciągu
których zdążyli się pokłócić jak nigdy przedtem, a teraz jeszcze to.
Nie
mogąc się doczekać odpowiedzi szybko obejrzała wzrokiem ciało Dannego, szukając
czegoś, co wytłumaczyłoby stan w jakim się znalazł. I wtedy zauważyła o co
chodzi. Flanelowa koszulka, w którą przebrał się zanim wyruszyli szukać pomocy
w najbliższym miasteczku, w okolicy tali była w połowie przesiąknięta krwią.
– Kula – wyszeptał chłopak, unosząc głowę, aby być
bliżej ucha Jane. – Kula, kochanie…
– Spokojnie… Tylko spokojnie – upominała, bardziej
siebie. – Zaraz coś wymyślimy. Masz – powiedziała, ściągając koszulkę, w którą
była ubrana zostawiając na sobie jedynie czarny stanik. Przyłożyła ją do rany i
położyła na niej ręce Dannego. – Uciskaj. – Zakomenderowała podnosząc się z klęczek.
– Zaraz wezwę karetkę i wszystko dobrze się skończy, słyszysz mnie kotku? Tylko
proszę nie zasypiaj, dobrze?
– D…dobrze – wykrztusił, wypluwając po raz kolejny
kilka kropel krwi, które wylądowały na jego torsie upodobniając go jeszcze
bardziej do umierającego człowieka.
– Dlaczego tutaj nie ma zasięgu… Kurwa! – Krzyknęła
coraz bardziej zrozpaczona dziewczyna, stukając raz po raz w wyświetlacz
telefonu. – No proszę, choć malutka kreseczka. Tylko jedna.
Starania
dziewczyny spełzły na niczym. Nawet niewielka kreska zasięgu, nie chciała pojawić
się na wyświetlaczu, dając Dannemu jakąkolwiek szansę na przeżycie. – Ale przecież coś trzeba zrobić. – Przypomniała
sobie o ilości krwi na koszulce, w jej myśli wkradł się najgorszy ze
scenariuszy, a co jeśli jakiś kula uszkodziła jakiś ważny organ? Musiała szybko
podjąć decyzję, która uratuje mu życie.
– Danny skarbie, słyszysz mnie?
– Uuu…uciekaj stąd – wyszeptał tak cicho, że mało
brakowało a nie usłyszałaby jego słów.
– O czym ty mówisz?
Jednak
zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, Jane sama domyśliła się o co mu chodzi. Ktoś,
kto postrzelił jej chłopaka zapewne miał sporo czasu, żeby podkraść się bliżej
i spróbować zapolować na nią. Stała się zwierzyną dla człowieka, który tak bezpardonowo
poczęstował Dannego kulką. W oczach dziewczyny znów zagościła panika.
– Nie mogę cię tak zostawić – wyjąkała ochrypłym
głosem. Znów się rozkleja i z pewnością za moment nie będzie w stanie
racjonalnie myśleć, a to w tym momencie jest jej niezbędne. Trzeźwość umysłu i
opanowanie. Tylko to mogło uratować chłopaka.
– Danny, posłuchaj mnie teraz uważnie. Słyszysz mnie?
– Tak… – wydukał resztkami sił mężczyzna.
– Pójdę teraz najszybciej jak potrafię do miasteczka,
jest całkiem niedaleko. Ty przez ten czas musisz być cały czas przytomny. I
musisz uciskać ranę. Rozumiesz? – Kiwnięcie musiało jej wystarczyć.
Do
głowy przyszła jej nagle całkiem niespodziewana myśl. Przecież Danny ma pasek –
wyciągnęła go ze spodni i nie bacząc na bolesne miny, przewiązała chłopaka w
pasie dociągając jak najciaśniej . Może w tak sposób spowolni choć odrobinę
upływ krwi i podaruje swojemu ukochanemu parę minut więcej. Jeszcze pocałunek w
czoło oraz ciche przypomnienie by postarał się nie stracić świadomości. Jane
doskonale wiedziała, że mężczyzna zrobi wszystko, o co go poprosi, jak nie dla
siebie to z pewnością dla niej.
Biegła
szybko, o wiele szybciej niż biegała dotychczas. Nigdy nie miała przed sobą tak
niecierpiącego zwłoki celu. Myślała, że jeśli tylko zbliży się do Fullshvill odzyska
choć kreskę zasięgu i uda jej się zadzwonić na pogotowie. Kilkukrotne
sprawdzenie wyświetlacza, stało się jedynie zbędnymi przystankami, które mogą
zaważyć na życiu Dannego. Zbliżała się do skrzyżowania, a mgła panująca na
drodze uniemożliwiała dostateczną ocenę sytuacji. Wbiegając na środek
zetknięcia się dwóch szos o mały włos nie została rozjechana przez ciemny
samochód, który poruszał się bez włączonych świateł.
– Co ty do cholery robisz? – Spytał ze złością kierowca,
wychodząc z pojazdu.
– Jezu, jak dobrze, że pana widzę. – Ucieszyła się
Jane, zbijając tym samym mężczyznę z tropu. Całkowicie zapomniała, że to przez
jego głupotę mało nie została rozjechana, ważne było to, że jest tu ktoś i
będzie w stanie jej pomóc. – Szybko, musimy jechać, niech pan wsiada –
rozkazała dziewczyna biorąc otępiałego mężczyznę za mankiet jego munduru i
ciągnąc w stronę samochodu.
– Możesz mi powiedzieć, co jest grane?
– Jest pan policjantem! – Wykrzyknęła uradowana,
dopiero teraz zdając sobie sprawę, że mężczyzna nosi na sobie mundur.
– Jestem. Musisz mi powiedzieć, dlaczego weszłaś mi
pod koła. Odbiło ci czy jak?
– Nie ma czasu na gadanie – uciszyła go kobieta
podnosząc przy tym dłoń. – Tam leży mój chłopak, został postrzelony. Bardzo
mocno krwawi, jeśli natychmiast nie trafi do szpitala… – głos dziewczyny
załamał się. Nie mogła wykrztusić, co może stać się jej chłopakowi gdyby nikt
nie udzielił mu pomocy. Nie chciała przyjąć tej myśli do siebie i to właśnie
dzięki temu dostała dodatkowej siły, która pchała ją do przodu.
– Proszę, niech pan się pospieszy. Musimy mu pomóc.
– Kto do niego strzelał? – Spytał policjant wchodząc
do samochodu i przekręcając kluczyk w stacyjce. Auto zapaliło za pierwszym
razem. Grzejący się silnik zabuczał delikatnie tracąc moc, jednak po chwili
obroty unormowały się i mogli w spokoju, jaki był konieczny w tej sytuacji,
jechać w stronę skąd przybiegła kobieta.
– Nie mam pojęcia. Szliśmy… szliśmy spokojnie w stronę
miasteczka, gdy nagle zza moich pleców padł strzał. Chwilę później mój chłopak
upadł na ziemię trzymając się za bok.
– Nikogo nie widziałaś?
– Nie, ale myślę, że ten ktoś może tam jeszcze być.
Musimy się pospieszyć. – Policjant włączył światła i wciskając pedał gazu do podłogi
pognał szosą w stronę wykrwawiającego się mężczyzny.
– Spokojnie, pomożemy mu. Z tyłu jest moja kurtka,
załóż ją na siebie, bo nabawisz się jeszcze zapalenia płuc.
Jane
posłuchała policjanta i po chwili samochód, którym się poruszali zniknął we mgle.
5.
Mężczyzna siedział spokojnie na
łóżku, ściskając w dłoni gruby album na zdjęcia. Z wyglądu zeszyt przypominał
bardzo starą pamiątkę rodzinną. Kurz pokrywający wierzchnią okładkę, miał prawie
centymetr grubości. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w chatce
powinien znajdować się jeszcze jeden album, który zrobił dawno temu razem z
bratem. Niespiesznie starł rękawem zaległy kurz i będąc tak ostrożnym jak to
tylko możliwe, otworzył go by przeczytać tytuł na pierwszej stronie.
„ Bóg
nam dał najbliższych po to, żeby nawet kiedy zapomnimy stali u boku codziennie
przypominając o tym, kim jesteśmy”. Doskonale znał ten cytat, wielokrotnie
przywoływał go sobie w pamięci, żeby być blisko tych, których kiedyś utracił.
Niesprawiedliwie i przez nieuwagę Boga. Pomimo wszystkich krzywd, jakich doznał
i sytuacji z jakimi się spotkał, nigdy nawet nie pomyślał o tym by się od niego
odwrócić. By stanąć plecami i spokojnie odejść, zostawiając za sobą wszelkie
problemy i niedogodności. Obarczając nimi Stwórcę. W drugim albumie powinna być
kolejna złota myśl, będąca jeszcze mocniej powiązana z nim.
Siedział
tak, dobre dwadzieścia minut wpatrując się ze łzami w oczach w pierwszą stronę
i litery na niej wypisane. Nie spieszyło mu się nigdzie. Już z zewnątrz chatka
wyglądała jakby nikt nie zaglądał do niej od bardzo dawna, w środku sprawiała
jeszcze gorsze wrażenie. Zdewastowane meble, spalona kanapa, rozwalone zegary i
brak jakiejkolwiek metalowej części, która z pewnością poszła na złom,
dostarczając bezdomnym jedzenia lub menelom pieniędzy na alkohol. Druga myśl denerwowała go tak, że gdyby nie
proszenie zjawił się tutaj ktoś obcy stłukłby go na kwaśne jabłko, tylko po to
by dowiedzieć się, co zrobili z kaloryferami, piecem, sztućcami i resztą
metalowych wytworów. Chciał wykazać tyle siły, żeby nie stać się grzesznikiem, jednak
wchodząc do domku zobaczył ogrom zniszczeń, złość opanowała go niemal w
całości.
Gładząc
litery tytułowe albumu bez przerwy usiłował przywołać w pamięci obraz matki,
która wraz z nim i jego bratem siedząc przy kominku z kubkiem kakao, spokojnie
i bez pośpiechu kaligrafuje, słowo po słowie, by nadać im odpowiedni kształt.
Miał wtedy cztery latka, Joshua był trzy lata starszy od niego. Pomimo, że doskonale
wiedział jak to wtedy wyglądało, gdy chciał przywrócić wspomnienie w swoim
umyśle, zawsze jakiś szczegół odstawał od reszty i nie pasował do wszystkiego.
Łzy pociekły mu po twarzy. Żal jaki wypełnił jego serce był nie do określenia,
jak mógł zapomnieć o najważniejszych osobach, o tym jak wyglądali, jak
pachnieli, co mówili. Nienawidził siebie za to, nie mógł znieść myśli, że
wszystko przepadło. Mógł otworzyć album i przypomnieć sobie twarz rodziców,
twarz brata i swoją własną, jednak nie byłoby to już takie normalne. Byłby to
sztuczne wspomnienia. Nie chciał ich, nie potrzebował fałszywych nadziei na
powrót zatraconych obrazów. Jeśli mają z powrotem stać się jego musi sam je
sobie przypomnieć.
Podniósł się z łóżka zatrzaskując album.
Ostrożnie włożył go do wnętrza plecaka. Wyszedł na zewnątrz zaczerpnąć świeżego
powietrza i choć na chwilę odejść myślami od wspomnień z dzieciństwa.
Noc
była dość mroźna jak na tą porę roku. Nienaturalnie gęsta mgła zaczęła pokrywać
pobliską łąkę. Teraz już nie było widać drzew po jej drugiej stronie. Gdyby
został tutaj dłużej mógłby nie dotrzeć do miasteczka i zgubić się w niej. Nie
mógł sobie na to pozwolić. Nie tylko dla siebie, ale dla mieszkańców
Fullshvill, którzy potrzebowali jego pomocy. Choć wciąż nie mieli pojęcia jakie
zagrożenie na nich czyhało.
Ścieżka
wiodła pomiędzy drzewami, mężczyzna szedł nią powoli, jak gdyby upajał się
widokiem i zupełną ciszą jaka tutaj panowała. Gdy przeszedł około dwustu metrów
po raz kolejny wyszedł na drogę. Z tego miejsca nie było w ogóle jej widać.
Nawet bacznie się przyglądając, ktoś, kto chciałby ją znaleźć miałby z tym nie
lada problem. To czyniło z domku, tak trudno dostępny. Zaledwie garstka
mieszkańców zdawał sobie sprawę o istnieniu mieszkania. Ci sami ludzie znali z
pewnością kilka historyjek o nim i jego mieszkańcach. Plotki roznosiły się
kiedyś z prędkością światła, jednak od tego momentu tylko nieliczni pamiętali o
mieszkańcach jak i samym budynku. Wnikliwy dziennikarz, który chciałby się
czegoś dowiedzieć natrafiłby z pewnością w starym egzemplarzu wydawanej wówczas
gazet, na kilka obszernych artykułów, które mają w sobie ziarno prawdy.
Większość tych opowieści to zupełna fikcja, a powstały one jedynie dla rozgłosu
osób, które je opowiadały. Pewne elementy się zgadzały, ale stanowiły tak mały
procent każdego z napisanych tekstów, że nawet nie zaczynały opowieści o jego
rodzinie.
Rozmyślając
nad tym szedł poboczem. Wydobył z wewnętrznej kieszeni kurtki paczkę papierosów,
wydobył jeden z opakowania i włożył do ust. Szedł tak dobre pół kilometra, nie
odpalając go ani nie chowając. W myślach wciąż krążyły mu słowa z pierwszej
tytułowej strony albumu „Bóg nam dał najbliższych po to, żeby nawet kiedy
zapomnimy stali u boku codziennie przypominając o tym, kim jesteśmy”, a
przecież on zapomniał. Nie wiedział wiele o swoim dzieciństwie, o rodzicach i zdarzeniu,
które miało miejsce. Gdzie jest Bóg i najbliżsi, dlaczego nie przypominają mu o
tym, kim jest? Kim się stał i czy oby na pewno postępuje słusznie?
Wyciągnął
wreszcie nasiąknięty śliną filtr i wyrzucił całego papierosa do rowu.
Zmierzał
do najbliższego hotelu, dzisiaj będzie miał spokojną noc, ale jutro, gdy ludzie
dowiedzą się kim jest może liczyć na niemiłe przyjęcie. Mieszkańcy potrafią
zaszufladkować człowieka tylko ze względu na jego pochodzenie, a jego
pochodzenie nie było mile wspominane.
***
– Dobry wieczór. – Powiedział mężczyzna wchodząc do
wnętrza przydrożnego moteliku.
– Czym mogę służyć? – Młoda kobieta wychynęła z
zaplecza. Na oko mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia cztery lata. Blond
włosy, niebieskie oczy i pełne usta z pewnością sprawiały, że niejeden
mężczyzna tracił dla niej głowę już po kilku minutach znajomości.
– Chciałbym wynająć pokój. – Odpowiedział, uważając by
brzmiało to jak najbardziej naturalnie. Wzrok, który dziewczyna wbiła w niego,
mówił, że nie za wiele z tego wyszło.
– Na ile dni?
– Tydzień, płatne z góry.
– Poproszę pana dowód osobisty. – Niechętnie podał go
kobiecie, oczekując na reakcję, jaką wywrze na nią jego imię i nazwisko.
– Za dobę bierzemy trzydzieści dolarów, wchodzi w to
śniadanie. Pasuje panu?
– Oczywiście – odpowiedział, podając jednocześnie trzy
banknoty stu dolarowe.
– Reszta, klucz do pokoju i dowód. Pokój mieści się na
tyłach. Życzę miłej nocy, panie Galighan.
Mężczyzna zebrał wszystko z blatu.
– Mów mi Taylor.
– Liz – odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się przy
tym.
Pokój
nie był duży. Mieściło się w nim łóżko, niewielka komoda z telewizorem i
stolik. Drzwi po drugiej stronie prowadziły do łazienki, w której na siłę
został upchany prysznic, toaleta i umywalka. Mimo klaustrofobicznego
umeblowania mężczyzna już przekraczając próg pokoju zdał sobie sprawę, że takie
miejsce w zupełności mu wystarczy. Potrzebował jedynie kąta, gdzie z potrzebnym
skupieniem będzie mógł zająć się pracą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz