Rozejrzałem się dookoła, wszędzie
panował nieprzenikniony mrok. Przez chwilę nie byłem pewny czy
miejsce, w którym się znalazłem jest tak ciemne czy wciąż mam
zamknięte oczy. Pamiętam, że stałem razem z mamą w kuchni.
Próbowałem wyciągnąć zastawę obiadową z szafki nad blatem i
wtedy moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Z całej siły starałem
się poruszyć ręką, sięgnąć w kierunku drzwiczek by móc się
przytrzymać, wiedziałem, że za moment upadnę. Nogi stały się
jak z waty, po chwili już zupełnie ich nie czułem. Teraz, gdy nie
znajdowałem się we własnym ciele, zdałem sobie sprawę, że jest
zbędnym balastem, który mnie ogranicza. Dziesięć lat – tyle
czasu trwała moja męka z niedoskonałościami, o których teraz
mogłem całkowicie zapomnieć. Byłem wolny i nieskrępowany.
Pamiętam, że naszła mnie wtedy myśl jak ludzie mogą tak długo
być uwięzieni w swoich ciałach, jak długo muszą znosić katusze,
które sprawiają im kości, ścięgna, mięśnie i naciągnięta na
nich skóra, która ukrywa pod sobą niemiły obraz, które tworzą.
Nagle wszystkie myśli zniknęły i
zapanowała całkowita ciemność. Nie była zła, mimo, że od
zawsze się jej bałem. Tym razem sprawiła, że czułem się
bezpieczny i spokojny jak nigdy wcześniej. Problemy jakie może mieć
dziesięcioletnie dziecko odeszły tak szybko, że nie wiedziałem
czy kiedykolwiek istniały. Jestem tylko ja i mrok. Spokój i …
– Terry, słoneczko… – głos
dochodził do mnie jak przez mgłę. Słyszałem każde wypowiedziane
słowo, ale nie potrafiłem go zrozumieć. Nie miałem pojęcia czy
aby na pewno są kierowane do mnie. Skąd się biorą? Kto je
wypowiada? Nagle w mojej głowie zapanował całkowity chaos,
starałem się pozbierać myśli do kupy, lecz ich ogrom przytłoczył
mnie całkowicie.
– … no już, obudź się proszę.
To ja, słyszysz? – Kobiecy głos był ciepły i sprawiał, że
zaczęły kłębić się setki wspomnień i myśli z nim związanymi.
Widziałem je jak na dłoni, tak jakby ktoś każde z osobna podał
mi na tacy oczekując w spokoju, aż szczegółowo przejrzę każdy z
nich. Sporej części się wstydziłem, nie miałem pojęcia, że
właśnie w taki sposób mogą być odebrane. Podziały wiekowe
odeszły i każdą myśl czy wypowiedziane słowo analizowałem z
prędkością światła na tysiąc różnych sposobów.
– Terry synku, mama jest przy tobie,
otwórz tylko oczy bym wiedziała, że już wszystko jest w porządku.
Zrobiłem to, choć do końca nie wiem
w jaki sposób. Po prostu posłuchałem mówiącego do mnie głosu, a
powieki niczym zaczarowane uniosły się w górę. Znów znalazłem
się w ograniczającym mnie naczyniu, czułem się niedoskonały.
Z początku cały
obraz przesłaniała mi dość gęsta mgła, widziałem kontury,
odcienie, ale nie mogłem dostrzec szczegółów. Nagle poczułem
uścisk i krople spływające mi po karku. Gdy wzrok wrócił do
normy zauważyłem, że to moja mama przytula się do mnie, płacząc
przy tym.
Na prawym policzku miała założony
opatrunek, który przysłaniał sporą jego część.
– Gdzie jesteśmy? – Spytałem
zdezorientowany.
– W szpitalu, skarbie. Ale już
wszystko w porządku, już jest dobrze.
– Co ci się stało?
– To nic takiego, naprawdę. –
Zapewniła gdy spojrzałem na nią ze strachem w oczach. – Kawałek
szkła poranił mi twarz – wyjaśniła wreszcie. – Jak ty się
czujesz?
– Dobrze – odpowiedziałem bez
zastanowienia. Nawet gdyby tak nie było, moja odpowiedź
pogorszyłaby jedynie stan, w jakim się znalazła.
– To dobrze, cieszę się. Doktor
powinien wkrótce się tutaj pojawić, wtedy dowiemy się czegoś
więcej.
Jak gdyby wywołany do odpowiedzi
uczeń, mężczyzna w białym kitlu zjawił się w pokoju. W ręku
miał sporą ilość wydruków, z uwagą przypatrywał się każdemu
z nich analizując wyniki. Na twarzy malowało się skupienie i
zdziwienie zarazem.
***
– Pani Willson – zwrócił się
lekarz do kobiety. – Proszę za mną.
Sara wyszła z salki za doktorem nie
wiedząc czego może oczekiwać. Czy z jej synem jest coś nie tak?
Dlaczego miałoby być? W końcu żadne zdrowe dziecko tak po prostu
nie traci przytomności. Lęk opanował umysł kobiety, która w
napięciu czekała na diagnozę jaką za moment usłyszy. Większość
matek zachowywała się w podobny sposób i stan w jakim znalazła
się nie był czymś nienaturalnym, wręcz przeciwnie.
– Doktorze, niech pan już mi powie.
Na co jest chory Terry? – spytała, nie mogąc wytrzymać rosnącego
z sekundy na sekundę napięcia.
– W sumie nie mam pojęcia co można
powiedzieć? – Stwierdził lekarz wciąż wpatrując się w plik
kartek, jak gdyby nie rozumiał ani słowa na nich wypisanego.
– Jak to?
– Pani Willson, chodzi o to, że
Terry jest zupełnie zdrowy. Nie ma żadnych odchyleń od normy,
nawet najmniejszych, które mogłyby tłumaczyć utratę
przytomności. Wykonaliśmy pełen zakres badań. Konsultowałem
wyniki z najróżniejszymi specjalistami i zgodnie stwierdziliśmy,
że omdlenie pani syna musi być spowodowane niewielkim wycieńczeniem
organizmu. Jednak badania na to nie wskazują. Zalecam, żeby mały
został tutaj do rana. Jutro będzie mógł opuścić szpital, nie ma
ku temu najmniejszych przeciwwskazań.
– To chyba dobra wiadomość? –
Spytała Sara, nie wiedząc co ma myśleć o wyjaśnieniach lekarza.
Z jednej strony to, że Terrence jest zupełnie zdrowy, cieszyło ją.
Jednak omdlenia nie biorą się znikąd, musi być jakieś
wyjaśnienie, a to że lekarze nie potrafią go znaleźć wcale nie
jest dobrą wiadomością.
– Myślę, że nie ma powodu do
niepokoju. Chłopiec musi się dobrze wyspać i tyle. Pani też sen
nie zaszkodzi, pani Willson. W moim gabinecie jest dość wygodna
sofa, może pani z niej skorzystać. Na wypadek gdyby chłopiec się
obudził i chciał żeby była pani blisko niego.
– Dziękuję, ale muszę jeszcze coś
załatwić.
Lekarz spojrzał na zegarek, wskazówki
na cyferblacie wskazywały godzinę 22:45. Zdziwiony spojrzał na
kobietę, ale nie komentując tego w żaden sposób odwrócił się i
odszedł, wracając do swoich obowiązków.
Sara siedziała z Terrym do momentu aż
ten nie zasnął, po czym szybko wyszła z budynku szpitala, wsiadła
do samochodu i ruszyła na północ.
***
– Zgłupiałaś?
– O co ci chodzi? – spytała
zdenerwowana starsza kobieta. Była przygarbiona, na głowie
odznaczały się kępki siwych włosów a u nasady oczu widniały
kurze łapki, podkreślające podeszły wiek staruszki.
– Jak mogłaś powiedzieć Terremu o
Chalplamie? – Zdenerwowanie Sary wzięło górę nad rozsądkiem i
nie bacząc na protesty starszej kobiety, wepchnęła ją do wnętrza
domu wchodząc za nią.
– Saro, czy ty jesteś poważna? Nie
mówiłam nikomu o Chalplamie a, tym bardziej twojemu synowi.
– Więc skąd wie?
– O czym wie? Możesz wytłumaczyć
mi co się stało? – Poprosiła skołowana kobieta, siadając na
fotelu tuż obok kominka. Ruchy kobiety mimo, że wolne, miały w
sobie sporo energii. Ogień w kominku ogrzewał pomieszczenie. Iskry
radośnie skakał z polana na polano, trawiąc je i zmieniając w
popiół.
– Terry stracił przytomność. Gdy
odzyskał na chwilę świadomość, bełkotał coś o Chalplamie.
Myślałam, że powiedziałaś mu. Tylko ja i ty o tym wiemy, więc
przyszłam prosto do ciebie. – Wytłumaczyła już dużo spokojniej
Sara, wpatrując się w zmęczoną twarz staruszki.
– Pytałaś chłopca co takiego wie?
– Nie.
– Więc to może jedynie majaczenia
chorego dziesięciolatka. Ja mu nic nie mówiłam, od miesiąca nie
przychodzi do mnie.
– Jak to nie przychodzi do ciebie? –
Zdziwiła się kobieta.
– Od dawna go nie widziałam,
ostatnio sąsiad mi przyniósł zakupy. A Terrego nie było tutaj od
dawna, sama nie wiedziałam dlaczego. Chciałam do ciebie zadzwonić,
ale zrezygnowałam. Pomyślałam, że możesz się obawiać żeby
cała prawda nie wyszła na jaw.
– Ale on twierdzi, że codziennie
jest u ciebie. Nawet wraca później niż zazwyczaj.
– Nie mam pojęcia gdzie się
podziewa, ale z cała pewnością nie przesiaduje razem ze mną. –
Starsza kobieta spojrzała z zainteresowaniem na matkę chłopca,
obserwując jej reakcję. – Saro – zdecydowała się kontynuować
po dość długiej ciszy – wiem, że to nie moja sprawa, ale może
warto porozmawiać z nim. Powinnaś powiedzieć prawdę, sądzę, że
powinien ją znać.
– Nie ty będziesz o tym decydować!
– Krzyknęła kobieta. – To moja sprawa czy Terry się o
wszystkim dowie. Jeśli zrobisz coś wbrew mojej decyzji to
zapamiętaj, że pożałujesz tego. Zrozumiałaś?
Staruszka spojrzała na Sarę tak
jakby do końca nie zrozumiała tego co usłyszała. Podniosła się
żwawo z fotela i podeszła starczym krokiem by stanąć z nią
twarzą w twarz. Pomimo, że była od niej dużo mniejsza i o wiele
starsza, nie czuła zagrożenia ze strony kobiety, a wręcz
rozkoszowała się przewagą jaką posiadała. Uśmiech wypełzł jej
na twarz sprawiając, że wydała się młodsza o co najmniej pięć
lat. Sara widząc zmianę nastawienia swojej rozmówczyni wycofała
się krok do tyłu by zachować potrzebny dystans.
– Moja droga. – Zaczęła spokojnie
i z drwiną w głosie staruszka. – Nie mam już nic do stracenia,
swoje przeżyłam i nie będę słuchać się takiej damulki jak ty.
A tym bardziej twoich pustych słów. Jeśli chciałabym powiedzieć
cokolwiek twojemu synowi to zrobię to bez twojego pozwolenia. To, że
jeszcze o niczym nie wie to moja dobra wola. Powinnaś mi
podziękować, zrozumiałaś?
Sara wpatrywała się wciąż w
kobietę trawiąc wszystkie słowa, jak gdyby stały się dla niej
wymierzonym policzkiem. Krew gotowała się w niej i gdyby nie nagłe
opanowanie myśli i ruchów, rzuciłaby się na nią wyrywając z
głowy ostatnie włosy.
– Nie wtrącaj się rozumiesz! Nie
masz prawa! Nie jestem ci nic winna, a wręcz przeciwnie, to ty
powinnaś odpowiedzieć za to co się stało. To twoja krew
zniszczyła część mojego życia.
– Natychmiast wyjdź z mojego domu! –
Krzyknęła staruszka i dziarsko ruszyła na Sarę.
Kobieta nie miała zamiaru stawać w
szranki i sama opuściła dom nie chcąc wchodzić na wojenną
ścieżkę. Miała jedynie nadzieję, że Terry o niczym się nie
dowie, zanim nie będzie gotowa sama mu o tym powiedzieć. Ale czy w
ogóle będzie gotowa?
7.
Widziałem wszystko. Jak wychodziła
ze szpitala, jak szła zdenerwowana na parking. Moment, w którym
przejechała skrzyżowanie na czerwonym świetle , doprowadzając tym
do protestu innych kierowców. Zauważyłem jak rozmawia o mnie ze
starszą kobietą. Rozmowa bardziej jednak przypominała jednostronny
monolog i napaść na staruszkę niż prawdziwą konwersację z
argumentami rzucanymi przez obie strony. Obserwowałem każde
poczynanie i gesty przez nią wykonywane, słyszałem każde słowo,
które wypowiedzieli i ciekawiło mnie niezmiernie o co może
chodzić. Wiedziałem, że się tego nie dowiem, jeszcze nie teraz.
Może kiedyś, ale czas już nie grał roli, był mało ważny.
Chciałbym żeby każdy mógł podejść do tego w sposób taki jak
ja. Z pozycji uprzywilejowanej widząc, słysząc i w miarę
możliwości czując to co ja, jednak doskonale wiedziałem, że
jestem wyjątkowy.
Moja mama opuściła dom kobiety,
zatrzaskując za sobą drzwi. Podejrzliwe spojrzenia sąsiadów z
okien, śledziły każdy jej ruch. Zupełnie w ten sam sposób w jaki
robiłem to ja. Chciałbym spytać się czy widzą coś więcej, czy
ich mózgi są skonstruowane w ten sposób by z normalnych sytuacji
wyciągać nienormalne wnioski, jednak wiedziałem, że nie
odpowiedzieli by mi. Nie przez nieuprzejmość tylko przez fakt, że
nie słyszeli pytania.
Mama znów siedziała w samochodzie,
płakała. Wydaje mi się, że nie wiedziała dlaczego wszystko
nabrało takiego obrotu, nie zdawała sobie sprawy, że niedługo to
już nie będzie ważne. Będzie miała inne, poważniejsze sprawy na
głowie. Ale to jeszcze nie teraz. Musi upłynąć trochę czasu, by
mogła zacząć myśleć w inny sposób, by zmienić choć na moment
punkt widzenia. Uruchamia silnik, stojąc na jałowym biegu ociera
twarz z łez, które rozmazały jej make up. W końcu rusza. Tym
razem spokojniej, bezpieczniej. Dla siebie i innych. Powoli mija
miasto, wciąż nie wiedząc co ma zrobić, ja może się mnie
zapytać o wszystko. Zastanawiając się nad tym, parkuje tuż przed
budynkiem szpitala. Za moment wejdzie do niego, pójdzie do mojej
sali w nadziei, że rozmowa przebiegnie szybko i po jej myśli, ale
nikogo nie zastanie. Już mnie nie ma, a ja nie mogę jej powiedzieć
gdzie jestem, tak samo nie wiem jak to zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz